Podsumowanie jesiennego grania
IV liga zakończyła swoje rozgrywki w rundzie jesiennej sezonu 2013/14. Niedługo rozpoczną się przygotowania do rundy rewanżowej (już lekko „napoczętej”). Trenerzy i zarządy poszczególnych klubów zasiądą do podsumowań, by wyciągnąć wnioski na przyszłość. Zanim dowiemy się, jak będzie wyglądała wiosną Narew, proponujemy krótkie spojrzenie na nasz jesienny zespół i poszczególnych zawodników go tworzących.
Piłkarze zostali ułożeni w kolejności od tego, który grał najwięcej, do tego, który grał najmniej. Podstawową jedenastkę otwiera, co jest dosyć oczywiste, Andrzej Łyziński. Łyżwa zagrał pełne 90 minut w każdym z 18 meczów. W połowie z nich zanotował czyste konto. Wybronił trzy rzuty karne. Wpuścił 18 bramek, z czego 2 z karnych. Zdecydowanie największy as w ręku trenera Marcina Romana.
Drugi w klasyfikacji niezastąpionych jest Wojciech Skorupka. Rozegranych 17 meczów, wszystkie w pełnym wymiarze czasowym. Cztery asysty, tyle samo żółtych kartek. Pech tego zawodnika polega na tym, że najlepsze mecze rozgrywał, kiedy drużyna przegrywała (np. z Polonią czy z Bugiem Wyszków). To nietypowa sytuacja, ale podczas nieobecności kapitana, Piotra Strzeżysza, większość sytuacji ofensywnych stworzył Narwi właśnie ten niepozorny boczny obrońca. Walczak z bateriami „Duracell” zaszytymi w plecach. Do tego trzeba pamiętać, że to bodaj jedyny w Polsce zawodnik grający bez więzadeł na tym poziomie ligowym…
Pierwszą trójkę zamyka Mateusz Pełtak. Dobrze, że w ostatniej kolejce strzelił bramkę, doda to trochę optymizmu. Gdyby runda zakończyła się na początku października, to o Pełtim pisalibyśmy jako o ostoi defensywy. Październik i listopad były jednak zupełnie nieudane w jego wykonaniu. Zwieńczeniem dołka był samobój w Wyszkowie, który spuścił powietrze z ostrołęckich zawodników. Wcześniej m.in. trzy trafienia do bramki przeciwników. W formie jest to bardzo przydatny zawodnik. Ale aby być w formie musi bardziej angażować się w treningi…
Czwarty w kolejności jest Jakub Zalewski – znów zawodnik z bloku defensywnego. Wskazuje nam to dwa fakty: że trener Marcin Roman nie miał zbytniej wygody przy budowaniu tej formacji (brak mocnych rezerwowych), oraz że ci, którzy grali, są na tyle solidni, że nie trzeba było szukać na siłę zastępców dla nich. Mamy zresztą trzeci najlepszy (wespół z Mławianką, po Polonii Warszawa i Bugu Wyszków) wynik w lidze, jeśli chodzi o grę w obronie – 18 puszczonych bramek.
Wracając do Zająca, to na tym poziomie ligowym jest bardzo ważnym elementem zespołu. Chyba najrzadziej z obrońców popełniał gafy, grał zadziornie, ale mądrze. Jego prywatnym rekordem są tylko dwie żółte kartki w ciągu całej rundy, a grał przecież dużo. I za to należy mu się duże piwo dobra gorąca czekolada 😉
Chciałoby się piątemu zawodnikowi wystawić za grę piątkę. Niestety czasami nawet cyferki głośno mówią. Te zapisane przy Karolu Pietrasiaku mówią, że mało efektów wynika z jego biegania czy to po skrzydle, czy bliżej pola karnego. Jeśli system 4-5-1 ma nieść ze sobą bramki, to przede wszystkim mocni i bramkostrzelni muszą być obaj skrzydłowi, zmieniający się w napastników. Poprzedni sezon pozwalał przypuszczać, że do tej roli Karol świetnie się nadaje. Tymczasem jesień 2012 w jego wykonaniu była dużo lepsza. Wiosna 2013 zresztą też. Momentami wyglądał na boisku, jakby kilka bramek w ubiegłym sezonie go nasyciło. Trzeba wygłodzić Karola, bo potencjał wciąż ma bardzo duży! 😉
14 meczów rozegrał (niemal) niezniszczalny kapitan niebiesko-czerwonych, Piotr Strzeżysz. „Dziś już takich nie robią”, pomyślał niejeden kibic widząc zaangażowanie, technikę i ogólne umiejętności piłkarskie Mary. Nawet kontuzjowany przychodził na treningi, co pokazuje, że również w sferze mentalnej może być dla młodszych kolegów profesorem. Warto przypomnieć, że debiutował w seniorach Narwi 15 lat temu i od tamtej pory jest podstawowym zawodnikiem naszej drużyny. Myślisz „Narew” – mówisz „Mara” (albo „Łyżwa”!)…
Kolejnym zawodnikiem, który zagrał w 14 meczach jest Dominik Dzwonkowski. „Dzwonek” (po transferze jego młodszego brata Kamila, to już raczej „Starszy Dzwonek”) sezon rozpoczął z wysokiego C, a później miewał wahania o kilka dźwięków raz wyżej, raz niżej. Najczęściej spotykana ocena kibiców to jednak: „gra lepiej, niż się tego spodziewałem po transferze z niższej ligi”. Inteligentny, szybki, aranżujący akcje zaczepne. Aż nie chce się wierzyć, że w rubryce „Asysty” trzeba było wpisać „0”. Albo to przeoczenie, albo Dzwonek musi poprawić dogrania. Mimo tejże cyfry na skrzydle wyglądał dużo lepiej niż reszta „konkurentów” do gry.
I co tu napisać o kolejnym zawodniku? 17 meczów i 5 bramek to nie jest rezultat ani rewelacyjny, ani tragiczny. Średnio Tomasz Niedźwiecki potrzebował jesienią ok. 200 minut na strzelenie bramki. Kto oglądał mecze Narwi wie jednak, że tych goli mógł mieć i trzy razy tyle, gdyby w niektórych momentach miał lepiej nastawiony celownik. Przesada? Właśnie nie, bo choćby w Wyszkowie miał dwie sytuacje sam na sam, które w swojej najwyższej formie wykorzystałby z oczami zasłoniętymi szalikiem Narwi. Plus jest taki, że jednak Tomek coś strzelał, najwięcej z całej drużyny. Tylko gdzie ten Niedźwiedź, który dla Korony zdobył 15 bramek w 12 meczach?
Dziewiąty w kolejności na liście obecności znajduje się Cezary Stachowicz, grający asystent trenera Romana. I przy jego osobie również nie za bardzo jest za co chwalić. Widoczny bardziej w destrukcji, niż w napadzie, co jest kompletnie przeciwstawne jego naturalnym umiejętnościom. Gdzieś znikła szybkość, zadziorność, nie ma goli, ani prawie asyst. Czarek umie zdecydowanie więcej, niż pokazywał jesienią na boisku. Wiosną będzie miał okazję udowodnić, że nie jest jeszcze po drugiej stronie rzeki. No chyba, że wybierze karierę trenerską…
Granicę 1000 minut na boisku przekroczył nieznacznie także Paweł Gawrych. Obrońca miewał lepsze i gorsze mecze, ale generalnie pozostawił po sobie dobre wrażenie. Jak już wyżej pisaliśmy, to nie obrona, ale pomoc i atak przyprawiały o ból zębów wiernych kibiców na Witosa. W ostatnim meczu jesienią zaliczył asystę przy pierwszym golu Tomasza Niedźwieckiego. Cichy i spokojny, bez gwiazdorskiego usposobienia – człowiek od czarnej roboty (koneserom I ligi z czasów Citki, Szarpaka, czy Wojciecha Kowalczyka może przypominać grą Roberta Wilka).
Pierwszą jedenastkę najczęściej grających zamyka Piotr Dawidzki. Trochę niespodzianie, bo z powodu kontuzji stracił prawie połowę rundy. Wrócił na koniec, po czym znów wyleciał – za czerwoną kartkę za stanięcie w obronie Łyżwy podczas meczu z Bugiem. To też wiele mówi o samym Piotrku. Dobry chłopak, walczący za drużynę, mocny charakter w szatni. Czasami zbyt impulsywnie działa, ale wiek i doświadczenie robią swoje i sam już się lepiej pilnuje. Tę zapomnianą już bramkę zdobył w pierwszym meczu domowym, z Błękitnymi Raciąż.
Bez jakiegoś nadzwyczajnego błysku w oczach, ale za to z żyłami na wierzchu. Podobnie jak Piotr Strzeżysz pojawiał się na treningach nawet w czasie kontuzji.
To by było na tyle, w temacie podstawowej jedenastki. Ilość minut na boisku i rozegranych meczów pokazuje nam jeszcze, że trener Marcin Roman sięgał często po kolejnych pięciu zawodników. Mają oni sporo rozegranych meczów na koncie, jednak mniej czasu, niż ich wcześniej wymienieni koledzy, spędzili na boisku. Można z nich utworzyć taką teoretyczną ławkę rezerwowych. Znaleźli by się na niej:
– Kacper Krawul – więcej się po nim spodziewaliśmy. Trzeba pamiętać, że jest jeszcze bardzo młodym zawodnikiem. Ma to swoje dobre i złe strony. Dobre są takie, że jak na młodzieżowca prezentuje nie najgorszy poziom. Złe są takie, że z jego gry (mimo grania na ofensywnych pozycjach) nie wynikają ani bramki, ani asysty. Zarobił czerwoną kartkę za bezsensowne zachowanie w meczu z Bugiem. Poza tym trzy żółte kartki, ale przy innych sędziach w niektórych meczach mógł jeszcze obejrzeć po kartoniku… Czy nie za szybko trafił do seniorów?
– Karol Górski – grał całkiem nieźle, często będąc wyróżniającym się zawodnikiem, aż nagle zniknął. Gdzie on jest?
– Mateusz Sowa – tak jak przy Krawulu, więcej obiecywali sobie kibice po tym zawodniku. Przecież grał już u nas w III lidze i wcale nie odstawał poziomem. Tymczasem okazało się, że przybył do nas mocno nieprzygotowany fizycznie. Ostatecznie przegrywał rywalizację o pierwszy skład z Cezarym Stachowiczem, czy Karolem Górskim, czy Dominikiem Dzwonkowskim, a przecież oni również byli często poza formą. Jak to bywa w przypadku piłkarzy przyjezdnych, wymagania kibiców są wobec niego wyższe niż wobec miejscowych.
– Piotr Kubat – kolejny ciężki do wytłumaczenia przypadek. Silny, napastnik, już dosyć doświadczony, tymczasem nie może dobić się do pierwszego składu. To także efekt taktyki 4-5-1, ale swoje trzy grosze w niewłaściwym kierunku dorzucił także Janek. Gdy zapytamy dowolnego kibica, co pamięta z rundy jesiennej, ten odpowie…. „jak Piotrek Kubat minutę po wejściu na boisko uderzył gościa łokciem w twarz”. I to idiotyczne zagranie będzie się jeszcze jakiś czas z nim kojarzyć…
– Piotr Dąbrowski – na początku rundy niewidoczny, później sprawiał coraz lepsze wrażenie. W połowie listopada można już spokojnie stwierdzić, że grał lepiej niż Kacper Krawul, choć miało być niby odwrotnie. Całkiem solidny młodzieżowiec. Warunkami fizyczne jak to u młodziaka, zera w rubrykach „bramki” i „asysty”, ale wszystko przed nim. Piotrek, nie spapraj tego!
Kolejnych dziewięciu zawodników wystąpiło razem w 14 meczach (czyli zagrali razem tyle, co np. jeden Czarek Stachowicz). Każdy z nich to osobna historia, choć niektóre podobne. Kevin Zalewski zagrał bardzo dobre 66′ minut w meczu z MKS-em Ciechanów, po czym doznał kontuzji i tyle go na Kurpiach widzieliśmy. Kamil Wiski wyskoczył ze składu akurat po fali krytyki w internecie, Kacper Kosak również, ale po zupełnie innej fali internetowej krytyki (w tym przypadku bezsprzecznej). Tomasz Jóźwiak pomimo bycia zawsze gotowym, zawsze trochę ustępował innym i ostatecznie zagrał tylko minutę.
Wreszcie są: Kuba Parzych, Maciek Młynarski, Mateusz Gocłowski, Hubert Nałęcz i Mateusz Kaczyński – powiew świeżości. Oprócz Maćka, który zagrał jeden mecz w ubiegłym sezonie, wszyscy zadebiutowali tej jesieni. Bez kompleksów i bez większego odstawania od reszty. Szczególnie ciekawie wypadł Kuba Parzych, grający na środku obrony. Zapewne wiosną powiększy swoje piłkarskie CV o wpisy dotyczące kolejnych meczów w IV lidze. Oby pozostali młodzieżowcy również.
11 comments